poniedziałek, 22 grudnia 2014

Jak odczułem na sobie słowa "Winter is coming" , czyli moja ocena "Gry o tron".

Okładka książki w wersji serialowej
„Gra o tron” to specyficzna książka, którą czytałem przez cztery długie miesiące. Zacznę od tego, iż zrobiłem błąd oglądając najpierw serial, a dopiero później zabrałem się za czytanie. Myślę, że jest prawie niemożliwe, aby nie znać chociaż zarysu fabuły przedstawionej przez pana Martina historii, jednak zawsze zostaje to prawie.

 Akcja „Gry o tron” rozpoczyna się  w czasach pokoju, podczas trwania najdłuższego lata, jakie ktokolwiek pamięta. Narrator oprowadza nas po mroźnym Winterfell, siedzibie rodu wywodzącego się jeszcze od Pierwszych ludzi, w którym pojawia się królewski orszak. Powoduje to niemałe zamieszanie oraz rozpoczyna lawinę decyzji i wydarzeń, które napędzają akcję i ostatecznie prowadzą do… wojny. Tego pewnie się domyśliliście, bo co innego miałoby się dziać, w książce opisującej czasy czarowników  i białej broni?!